Saturday, 20 October 2018

Selected fragments of the poem "POPIELEC" by T.S. Eliot in a changed order.



I

Skoro nie mam nadziei, bym jeszcze powrócił
Skoro nie mam nadziei
Skoro nie mam nadziei, bym wrócił
Do pożądania zalet innych ludzi
Nie usiłuję walczyć o te sprawy
(Po cóż ma stary orzeł rozpościerać skrzydła?)
Po cóż bym opłakiwał
Miniona chwałę zwykłego królestwa?

Skoro nie mam nadziei, abym jeszcze zaznał
Niepewnej chwały określonej chwili
Skoro nie sądzę
Skoro wiem, że nie zaznam
Prawdziwej mocy, która przemija
Skoro nie mogę pić
Skąd piją kwiaty drzew i źródła rzek, bo nic tam już nie ma

Skoro wiem, że czas jest zawsze czasem,
A miejsce zawsze i jedynie miejscem,
A co się dzieje, to się dzieje tylko jeden raz
I tylko w jednym miejscu,
Cieszę się, że jest tak jak jest
Wyrzekam się uwielbianej twarzy
I wyrzekam się głosu
Skoro nie mogę mieć nadziei, bym jeszcze powrócił
Raduję się, że mam coś stworzyć
Co sprawiałoby radość

I modlę się do Boga o litość nad nami
I modlę się, bym mógł zapomnieć
O sprawach, które ważę w sobie zbyt przytomnie,
Zbytnio roztrząsam
Skoro nie mam nadziei, bym jeszcze powrócił
Niech mówią za mnie te słowa
Bo co się stało, już się nie stanie
Niech sąd nad nami nie będzie zbyt srogi

Skoro już skrzydła nie niosą mnie w przestrzeń,
Tylko z wysiłkiem biją powietrze
Teraz już próżne, doszczętnie jałowe,
Próżniejsze i bardziej jałowe niż wola,
Ucz nas jak troszczyć się i jak nie troszczyć
Ucz nas cichości.

Módl się z nami grzesznymi teraz i w godzinę śmierci naszej
Módl się za nami teraz i w godzinę śmierci naszej. 


V

Jeżeli słowo przepadłe przepadło
Jeżeli zużyło się słowo zużyte
Jeżeli niesłyszane, niewypowiedziane
Słowo jest niewypowiedziane, niesłyszane;
Jeszcze jest niewypowiedziane słowo. Słowo niesłyszane,
Słowo bez słowa. Słowo dla
Świata i pośród świata,
A światłość w ciemnościach świeci, a
Przeciw światu się toczy świat nieuciszony
Dookoła milczącego Słowa.

                Ludu mój, ludu, cóżem ci uczynił.
Gdzie znajdzie się słowo, gdzież się słowo
Odezwie? Nie tu, bo tu nie ma dość ciszy
Ani na morzu, ani na wyspach, ani
Na lądzie, na puszczy, na bagnach,
Dla tych, co idą w ciemność
Całymi dniami, nocami
Nie tutaj czas ni miejsce, idą nadaremno.
Nie znajdą łaski nędzarze, tchórzliwie kryjący twarze
Nie zaznają radości, którzy pośród zgiełku zapierają się głosu
Czy siostra w welonie pomodli się za
Tych, którzy idą w ciemności, którzy obrali ciebie i opierają się tobie,
Tych, co szamoczą się w nędzy pomiędzy porą a porą, czasem a czasem, pomiędzy
Godziną a godziną, słowem a słowem, potęgą a potęgą, którzy czekają
W ciemności? Czy siostra w welonie
Pomodli się za dzieci w bramie
Co nie odejdą, a nie umieją się modlić.
czy pomodli się za tych, którzy obrali, a którzy się opierają

                Ludu mój, ludu, cóżem ci uczynił.
Czy siostra w welonie wśród wysmukłych cisów
Pomodli się za tych, którzy jej ubliżą,
Boją się, a nie mogą się poddać
I przyznają przed światem, a przeczą wśród skał
Na ostatniej pustyni wśród ostatnich skał
Wśród pustyni w ogrodzie, w ogrodzie na pustyni
Pragnienia, wypluwając z ust wyssaną pestkę.

                Ludu mój, ludu.

VI

Chociaż nie mam nadziei, bym jeszcze powrócił
Chociaż nie mam nadziei
Chociaż nie mam nadziei powrotu

Waham się między korzyścią a stratą
W krótkim przelocie, gdzie schodzą się sny
W półmroku między poczęciem a skonem
(Ojcze, błogosław) chociaż już nie chcę chcieć tego

Za moim oknem od skalistych brzegów
Białe żagle wciąż jeszcze odchodzą na morze
Odchodzą w tamtą stronę
Niepotargane skrzydła

A zagubione serce drętwieje
A cieszy je zagubiona gałązka bzu
I zagubione głosy morza
A słaby umysł do buntu się zrywa
Bo w pochylonych łanach trzcin, w zapach morza
Zaraz odkrywa
Krzyki przepiórek zwiastujących żniwa
A ślepe oko tworzy
Puste kształty pomiędzy bramami zieleni
A węch odtwarza słony aromat piaszczystej ziemi

Oto jest czas napięcia
Pomiędzy skonem a narodzinami
Samotne miejsce gdzie schodzą się trzy sny
Pośród niebieskich skał
Lecz kiedy głosy strząśnięte z cisu ulecą
Niech zadrży inny cis i niech odpowie.
Błogosławiona siostro, święta matko, duszo źródła, duszo ogrodu
Nie pozwól, byśmy drwili z siebie pełni fałszu
Ucz nas jak troszczyć się i jak nie troszczyć
Ucz nas cichości
Nawet wśród tych skał,
Nasz pokój w jego woli
I nawet wśród tych skał
Siostro, matko
I duszo rzeki, duszo morza,
Nie pozwól, abym był odosobniony

A wołanie moje niech do Ciebie przyjdzie.

IV

Która szła między fiołkiem a fiołkiem
Która szła między
Wieloma rządami przeróżnej zieleni
Szła w błękicie i bieli, barwach Marii,
Mówiła o rzeczach powszednich
Niewiedząca i świadoma wiecznego cierpienia
Szła niepewna wśród innych idących,
A która potem ożywiała źródła i odświeżała zdroje

Chłodziła spieczone skały i umacniała piaski
W błękicie chabrów, błękicie, barwie Marii
Sovegna Vos

Oto są lata, które mijają, unosząc
Daleko skrzypki i flety, odnawiając
Idącą w czasie między snem a jawą, niosącą

Białe światło w fałdach swojej szaty.
Mijają nowe lata, odnowa
W przejrzystym obłoku łez, lata, odnowa
W nowym wierszu dawny rym. Odkup
Czas. Odkup
Nie odczytaną wizję w podniosłym marzeniu
Gdy jednorogi w klejnotach ciągną złocony karawan.

Milcząca siostra w błękicie i bieli
Pośród cisów, za bożkiem ogrodu,
Którego flet oniemiał, pochyliła głowę
I uczyniła znak krzyża
Lecz nie wypowiedziała ani jednego słowa

Ale źródło wytrysło i zaśpiewał ptak
Odkup czas, odkup marzenie
Świadectwo słowa nieusłyszanego
Niewypowiedzianego

Zanim wiatr strząśnie z cisów tysiąc szeptów
Na tym wygnaniu

Thomas Stearns Eliot
POPIELEC
przełożył Władysław Dulęba

No comments:

Post a Comment