Friday 20 December 2013

Gongs and full Moon




Gongs and full Moon.

Tomasz Niewiadomy





Miałem przyjemność już kilka razy uczestniczyć w koncertach gongów i mis połączonych z instrumentami archaicznymi w wykonaniu Tomka Niewiadomego, które odbywają się cyklicznie przy pełni księżyca i w jego nowiu. Kiedy po raz pierwszy zostałem zaproszony, a było to już jakiś czas temu, wybrałem się z mieszanymi uczuciami. Moje wcześniejsze doświadczenie z tego typu muzyką budziło tylko wiele wątpliwości. Brakowało mi w niej elementów, o których napiszę później, odbierałem, jako nadmiar niepotrzebnego hałasu, a poza tym, wszystkie takie zdarzenia charakteryzowały się sztywnym schematem bardzo ubogiej kompozycji. Zastanawiałem się, z czego to wynika, bo przecież gongi i misy, tam skąd pochodzą, a ich historia sięga wieki wstecz, myślę, są rozumiane i odbierane inaczej, niż w kulturze zachodniej. Zapewne nie jest to kwestia samego tylko odbioru, ale również rozumienia tych instrumentów jak i sztuki ich użycia. To również, co wydaje się być najważniejsze, podłoże kulturowe, które wykreowało je i ich dźwięki. Próba naśladownictwa nie dotyka tego, co może być istotą tej formy wyrazu, komunikacji. Moda, a z nią związane słowa mówiące o pozytywnym wpływie ich wibracji na nas, nasze organizmy, powodują, że przyjmujemy coś, czego do końca nie rozumiemy, czemu wiele brakuje i w związku z tym nasze przeżycia, doświadczenia, wrażenia stają się połowiczne.





















… na wstępie ogólnie przyjęty schemat, potem… zdarzenie muzyczne, które oczarowało mnie. Nie spodziewałem się. Nie miało ono wiele wspólnego z tym, co doświadczyłem wcześniej. Kiedy zgasły światła i pozostało tylko kilka migoczących płomyków świec rozstawionych w różnych miejscach, zrobiło się zupełnie cicho i był to pierwszy dźwięk. Cisza… chwilę później… wyłoniły się z niej te, które już popłynęły… z jakąś wyjątkową lotnością i lekkością, … niczym niezakłócone i delikatnie jęły wypełniać przestrzeń … tę dookoła, i … łączyć się w niej i przenikać nawzajem … jak smużki dymu wijące się i splatające tuż obok, znad kadzidełek. Tańczyły ze sobą barwą, modulacją, nasyceniem, ekspresją i intensywnością. Wielce intrygujące okazały się sekwencje, które pojawiły się później, kilka razy, a właściwie wyłoniły z wibrujących gongów, tworzących kanwę ciągu muzycznego. Gdzieś w środku ogólnego tła, stonowane, te subtelnie i delikatnie brzmiące pełnymi, krótkimi, charakterystycznymi frazami melodie, wręcz zdumiały, trafiały w najskrytsze zakamarki, może tęsknot, pragnień moich, nie wiem. Czułem ich głębię i harmonię jednocześnie. Chwilami wydawało mi się, że prowadzą dialog ze sobą, rozmowę w sobie tylko znanym języku, jakby snuły jakąś opowieść, … a może chciały coś sobie przypomnieć, … co mogło być już ich udziałem kiedyś, ich własnym doświadczeniem, a może tęsknotą za czymś, co w przyszłość wybiega i jest zarazem źródłem ich pochodzenia… Nie próbowałem, pod ich wpływem, zanurzyć się we własne przeżycia, nie analizowałem pod kątem wiedzy, jaka na ich temat została stworzona, a poddałem ich brzmieniu i miękkości. Był jeszcze jeden moment wyjątkowy, gdzieś bliżej środka, kiedy nagle, na chwilę umilkły wszystkie instrumenty i zapanowała zupełna cisza. Czułem jak trwała, … jak była pełna… i jako kontrast do tego, co było przed nią, dodawała temu wielkości… Kiedy misterium dobiegło końca swego, jeszcze raz zapanowała cisza, ale tę po chwili wypełniły wędrujące dzwoneczki, krystalicznie czyste i delikatne. W końcu i one umilkły…












Bardzo trudno jest oddać słowami, opisać, treść takiego koncertu. To, co tu próbuję, jest tylko nieudolną próbą ukazania nastroju i bogactwa wrażeń, jakie rodzą się w trakcie. Inna rzecz, że uczestniczę w kolejnej „pełni i nowiu”, a są one za każdym razem niepowtarzalne, zaskakujące, pokazujące coś nowego, improwizacją dotykającą korzeni życia. Niosą w sobie fabułę i dramaturgię, co jest bardzo ważne w naszej kulturze, moim zdaniem, czyniąc te zdarzenia żywym przekazem wielowarstwowym. Ponad to, niezmiernie ważne jest również i to, że znajdują mistrza zdolnego pokierować całym bogactwem dźwięków, wręcz intuicyjnym wyczuciem tego, co może być niezbędne w danej chwili, danego dnia, to także głęboka wiedza na temat ukrytych w każdym instrumencie, jego możliwości wyrazu i to wszystko czyni z Tomasza Niewiadomego wirtuoza.




Słucham często ciszy, słucham szumu wiatru w konarach drzew, śpiewu ptaków, zdarza się czasami usłyszeć głos małej dziewczynki, która rozmawia ze swoją babcią przechodząc pod domem i jestem urzeczony i czuję jak coś się dzieje w środku. Wzruszenie, radość, coś ściska serce, ale te słowa to znowuż nie to, nie sposób tego stanu opisać. To coś wyjątkowego, jak moment w raju według wyobrażenia, krótka chwila misterium, która pozostawia ślad po sobie i idzie się dalej…








Monday 2 December 2013

Droszków, Ptasznik, Droszówka and the environs.












































































On 29.10.2013r. on the mountain pass, above the Droszków, residents of Earth Kłodzka appointed Society of Friends Droszków in the Golden Mountains.








Photos: Joanna Brycka